czwartek, 28 lipca 2016

Punia i chłoniak albo historia wielkiej miłości

Dziś Asia Dąbrowiecka przedstawia niezwykle wzruszającą i tragiczną historię przygarniętej ze schroniska, cudownej koteczki Puci, która nie zdążyła nacieszyć się domem i miłością. Ich opowieść, to nie tylko historia o tym jak potężnie dobre może być serce człowieka, ale także jak bardzo wyjątkowe i kochające może być serce kota. Starszego kota, którego ktoś porzucił. Bardzo dziękuję za niniejszy artykuł, ponieważ pełen jest on cennych uwag, porad i wskazówek dla tych, którzy życie swojego przyjaciela próbują wyrwać z szponów chłoniaka.


Tą historię zacznę nietypowo bo od puenty.

Chociaż weterynarze są wielkimi przyjaciółmi zwierząt, to niestety są tylko ludźmi i zaufanie do nich należy mieć bardzo ograniczone.

Naćpane miłością
Jeżeli czytasz ten tekst ponieważ szukasz informacji chcąc pomóc swojemu kociemu przyjacielowi to jesteś już na dobrej drodze. Na tej drodze tylko Ty najlepiej zatroszczysz się o te ufnie wpatrzone w Ciebie oczy. Więc niech Ci nie zabraknie wiary we własną intuicję i jeśli tylko gdzieś z tyłu głowy czujesz, że to co pewnym tonem twierdzi wet to nie do końca jest cała prawda to walcz, drąż, poszukuj, zrób wszystko żeby nie czuć się tak jak czuję się ja. 

A teraz zacznijmy od początku. Zawsze marzyłam o tym  żeby mieć swoje ukochane przytulaśne i mądre stworzonko, a ponieważ córka już wyrosła i poszła na tzw. „swoje” to po kilkuletnich pertraktacjach udało mi się skłonić narzeczonego do wypowiedzenia sakramentalnego „jeśli to cię uszczęśliwi to weź sobie kotka”. I tak 30.04.2015 pełna nadziei udałam się z moralnym wsparciem w postaci córki (właścicielki trzech futer  - 2 koty i 1 królik) na rekonesans najbliższych schronisk. Odwiedziłyśmy najpierw schronisko w Katowicach, a potem w Sosnowcu. Tak dla pewności, bo pierwszy kotek którego mi pokazano jak się okazało był tym, który na mnie czekał.

Pusię w wieku ponad 5 lat ktoś oddał do schroniska. Powód - bo dziecko miało alergię. Jakie były wcześniej jej losy tego nie wiadomo ale biorąc pod uwagę jej ogólną kondycję to nie miała lekko. Miała część ząbków w takim stanie, że nadawały się tylko do usunięcia, była dość szczupła i miała obcięty czubek lewego ucha. Wg niektórych teorii świadczy to o kastracji bezdomniaka. Główna wolontariuszka ze schroniska, która pokazała mi Pusię i kilka innych kotków powiedziała, że kotka ma zaplanowane usunięcie chorych ząbków ponieważ bolą ją i nie może jeść. Tego dnia spodobała mi się też inna młodsza kotka, ale ponieważ to był pierwszy dzień poszukiwań przyjaciela bałam się, że zdecyduję pochopnie. Pusia była bardzo spragniona czułości, tuliła się tak mocno jakby chciała zrobić to na zapas. Próbowała tez kilku sprytnych wybiegów żeby uciec,  gdy ją powstrzymywałam dotknęłam jej brzucha, wtedy mocno mnie ugryzła. Odniosłam wrażenie, że ma tkliwy brzuch, że może ją tam coś zabolało. Wolontariuszka sprawdziła to ale kotka była już nie w humorze więc zapadła decyzja o zrobieniu USG przy okazji zabiegu związanego z ząbkami. Bałam się, że kotka jest chora a ja wezmę do domu od razu rodzinną tragedię.

Jest księżniczka Punia, zamek, biały (niebieski) rumak,
ten co ocalił robi zdjęcie
Po długim weekendzie majowym, w poniedziałek pojechałam do schroniska w Sosnowcu, we wtorek wróciłam jednak do Katowickiego jeszcze raz zobaczyć Pusię. Była po ekstrakcji ząbków zostały jej tylko przednie oraz kły. Miała wygolony brzuszek po USG. Stała w klatce, wyciągnęłam ręce żeby ją dotknąć a ona położyła mi pyszczek na dłoniach,  wtedy się zakochałam.

 09.05.2015.
Ulubione pudełko
W domu zgodnie ze sztuką oswajania z nowym otoczeniem zaczęłam od jednego zamkniętego spokojnego pomieszczenia – padło na garderobę. Pucia (zmieniłam literkę w imieniu) przez kilka godzin czuła się mocno niepewnie ale zostawiłam jej czas na uspokojenie się. Jacek wrócił z pracy i po cichutku na paluszkach zajrzeliśmy do niej, zniknęła z kontenerka i schowała się w szafie. Spała tak jeszcze jakiś czas na jego ubraniach. Zaakceptował ten fakt z godnością – jeszcze wtedy nie wiedział że jest kociarzem więc nie umiał docenić takiego wyróżnienia.

Pucia pomału zaczęła oswajać się z pomieszczeniem, starałam się jej towarzyszyć. Poruszała się bardzo ostrożnie wszystko oglądając i obwąchując. Podeszła do drzwi, ja stałam obok. Spojrzała do góry na mnie i lekko pytająco miauknęła – odpowiedziałam: tak możesz iść dalej. Zrobiłam krok a ona ze mną. I tak przy każdych kolejnych drzwiach pytała czy może wejść, ja odpowiadałam i zwiedziałyśmy sobie pomału całe mieszkanko.

Pieszczoch kanapowy
Upodobała sobie legowisko pomiędzy dwoma największymi pokojami tak aby mieć wszystko na oku. Lubiła też spać na wysoko położonej drukarce. Gardziła wymyślnymi legowiskami, drapakami i zabawkami. Najlepsze do spania i leżenia było kartonowe pudełko a do zabawy sznurek na patyku. Miała apetyt ale była wybredna. Chciała się często tulić, być obok, leżeć i drzemać ze mną. Witała się bardzo czule gdy wracaliśmy do domu. Ale miała też swoje kocie zdanie. Była kotem idealnym lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Po adopcji pojechaliśmy na pierwsza wizytę u weta i w sumie już wtedy zrobiłam pierwszy błąd.

Rada: po adopcji zróbcie kotu pełną morfologię


Miałam wynik z morfologii sprzed tygodnia ze schroniska, hemoglobina była tam zbyt wysoka bo 25. Należało powtórzyć badanie.  Pozostałe wyniki były ok. Nie dostałam do ręki wyniku z USG ale wolontariuszka powiedziała, że nic nie znaleziono. Weryfikowałam to u weta w Chorzowie na Szczecińskiej, gdzie była badana, niestety nie został żaden ślad po USG co wg opinii tamtejszej lekarki: widocznie USG nic nie wykazało.


11.05.2015 - pierwsza wizyta w PAWET Katowice Panewnicka (poniższe notatki wizyt są częściowymi cytatami z historii choroby). 
Objawy: katar, kichanie, powiększone węzły chłonne, umiarkowany obrzęk krtani, mocno zaostrzone szmery krtaniowe, temp. 39,8 C, luźny stolec. 
Podano jej drugą (pierwsza w schronisku) dawkę Zylexisu.
Zastosowane leki: Synergal i Melovem.

12.05.2015 - kontynuacja leczenia w tym samym gabinecie aż do września – objawy: napady kichania, biegunka, temp. 39,8 C
Zastosowane leki: Cestal cat na odrobaczenie, Synergal, Synulox, Dexa-ject

Strategiczne miejsce obserwacyjne

14.05.2015 - Zastosowane leki: Synergal, Synulox

18.05.2015 - znaczna poprawa, stan bardzo dobry, bez biegunki, jeszcze pokichiwanie, powiększone węzły chłonne
Zastosowane leki: Synergal, Synulox, Dexa-ject

22.05.2015 - pogorszenie nadal katar z odrobiną krwi, zmiana leku
 Zastosowane leki: Hostamox, Dexa-ject

25.05.2015 -  poprawa, temp 38,4C, nadal zdarza się podkrwawianie z nosa, w razie nawrotu wskazany wymaz
Zastosowane leki: Hostamox,

27.05.2015 - brak zmian – nadal katar z okresowym podkrwawianiem, samopoczucie zupełnie w normie, katar wodnisty/śluzowy z dodatkiem krwi, temp w normie
Zalecenia w poniedziałek Zylexis i posiew

01.06.2015 – samopoczucie dobre, apetyt wybiórczy, kichanie z różnym natężeniem, z pojawiającą się nieregularnie krwią, w razie niejednoznacznego wyniku wymazu wskazane Bad. endoskop. nosa i gardła.
Zabiegi- posiew  antybiogramem
Zastosowane leki: Zylexis 



Minął miesiąc od adopcji i pojawiła się pierwsza dobra informacja, wynik z posiewu nie wykazał nic niepokojącego. Stan Puci się poprawił i już myślałam,  że nie czekają mnie żadne niespodzianki.
11 lipca w sobotę wieczorem znalazłam u niej 2 pchły. W niedzielę rano w Klinice Weterynaryjnej Brynów dostałam dla niej Flee i Flevox (do zastosowania na drugą turę) i Drontal bo trzeba było powtórzyć odrobaczenie. I znów myślałam, że wszystkie przykrości Puci już się skończyły, ale niestety po półtora miesiąca od zakończenia leczenia kataru zauważyłam coś w jej uszach.

23.07.2015 – opis wywiadu/badania: podejrzenie świerzbowca ucha
Czyszczenie uszu i zastosowanie Biomectinu

28.07.2015 – niewielka poprawa, spora ilość wydzieliny w uszach, prawe ucho nieco ropy, w prep. Brak widocznego świerzbowca, ropny wypływ z prawego oka bez st. zap. spojówek.
Zastosowane leki: Oridermyl.
Po miesiącu sytuacja została opanowana.

Fakty, że kotek był w schronisku a potem w nowym domu (stres), nie wiadomo jak był poprzednio odżywiany, miał problemy z zębami i był bardzo szczupły mogły tłumaczyć obniżoną odporność,  a więc i dotychczasowe problemy zdrowotne, ale pomimo teoretycznych wyników ujemnych na FIV/FELV należało to zbadać jeszcze raz. Dlaczego teoretycznych -  ponieważ na wyniku z badania krwi z 4 maja (przed adopcją) przeczytałam: „Opis wywiadu: FIV/FELV negatywny”.
A więc nie był to wynik badania a informacja z wywiadu. Druga sprawa to badanie należy po miesiącu/dwóch powtórzyć. W lipcu zleciłam więc badanie.
Oczekiwanie na wynik było dla mnie jak czekanie przed salą operacyjną na wyjście lekarza. Gdy zadzwonił telefon serce waliło mi jak młot, siedziałam w pracy i spodziewałam się niestety czarnego scenariusza. Wiecie pewnie jakie to uczycie kiedy słyszycie wspaniałą wiadomość przez telefon a nie ma pod ręką nikogo kogo można uściskać.
W ukochanych ramionach

Przez te 3 miesiące Pucia była bardzo cierpliwą pacjentką zarówno u wetów, przy zastrzykach, zabiegach pielęgnacyjnych przy uszkach jak i podczas podawania tabletek. Po jakimś czasie miała już jednak dość,  odreagowywała to jak prawdziwa dama, nie na ludziach lecz po zakończonej wizycie i zamknięciu drzwiczek od kontenerka syczeniem i uderzeniem w drzwiczki łapką i pazurami. Urocza była przy próbach podawania tabletek, zawsze wymamlała smaczny serek którym były posmarowane a tabletkę wypluwała. Każdy kociarz wie jednak jakie są na to sprawdzone patenty.


Instrukcja dla nie wtajemniczonych:

  1. posmarować tabletkę czymś co ułatwi przełknięcie np. serkiem twarogowym bez dodatków takim  do smarowania chleba lub gęstą śmietaną, masła nie polecam bo tłuszcze mogą mieć wpływ na przyswajanie leku;
  2. przytrzymać kotka pomiędzy udami, delikatnie ale tak aby nie mógł się wycofać,
  3. włożyć tabletkę do pyszczka,
  4. zamknąć i przytrzymać zamknięty pyszczek z jednoczesnym głaskaniem podbródka i szyi w kierunku brzuszka.

Kotek nie ma wyjścia musi przełknąć. Oczywiście wszystko trzeba wykonać zwinnie (zwinności przypomnę uczymy się od kotków), jeśli zrobimy to nerwowo, zbyt wolno, za mocno to kotek się zniechęci i każda kolejna próba może być coraz gorsza. Wówczas polecam obu stronom trochę ochłonąć i wrócić do tematu za jakiś czas.

Był krótki czas kiedy czułam się wspaniale. Pucia zdrowiała z kataru i uszka też wyglądały coraz lepiej, zaczynała być coraz bardziej swobodna, kontaktowa, bawiła się nowymi zabawkami, miała apetyt, przywiązywała się do nas coraz bardziej, a my do niej. Mój narzeczony ją uwielbiał, kupował zabawki, dawał smakołyki, znosił dzielnie mega alergię która pojawiła się u niego po około dwóch miesiącach od adopcji. Uwielbiał np. to, że przybiegała do niego przywitać się gdy wracał z pracy, to że miała własne zdanie i była bardzo mądrym kotkiem bo potrafiła zaprowadzić go gdzieś i pokazać o co jej chodzi, np. do łazienki z wymownym spojrzeniem w stylu  „miło by było jakbyś posprzątał kuwetę”.


Szczęście w pudełku
Problemy zdrowotne Puci wydawały się być opanowane i co najważniejsze nie miała kociego FIV i FELV,  ale ciągle niepokoiło mnie jej zachowanie, które o ile dobrze pamiętam pojawiło się prawie od początku jej adopcji. Lizała ścianę. Tylko jedną zrobioną z cegieł. Podczas licznych wizyt u wetów poruszałam ten temat ale nie uzyskałam jednoznacznej odpowiedzi lub sugestii, że może być to objaw chorobowy, raczej było to bagatelizowane. Szukałam informacji w internecie i opinie były skrajne. Jedną z nich była informacja o możliwej anemii, ale moją czujność uśpił wysoki wynik hemoglobiny z badania krwi w tygodniu przed adopcją.

Teraz już wiem, że przy okazji badania krwi na FIV/FELW trzeba było zrobić pełną diagnostykę.

Rada: jeśli coś Cię niepokoi w zachowaniu/objawach kota, należy najpierw wyeliminować przyczyny zdrowotne (ignorując ignorancję medyków), a potem szukać przyczyn behawioralnych


Martwiło mnie to, że przez tak krótki okres czasu jej organizm był bombardowany dużą ilością leków. Kto wie jakie skutki dla osłabionego organizmu miała ta cała chemia.
Było lato, Pucia w sierpniu wydawała się trochę mniej zainteresowana zabawą, zrzuciłam to na karb upałów. Teraz myślę, że przyczyna mogła być inna.
Pod koniec sierpnia ja i Jacek wzięliśmy skromny ślub i wyjechaliśmy na tydzień w podróż poślubną. Pucia była w tym czasie u mojej mamy. Znała mieszkanie mamy ponieważ aby ograniczyć stres kilka razy jeździłam z nią tam i spędziłyśmy tam trochę czasu. Dobrze się tam czuła.
W dniu naszego powrotu Pucia nie tryskała energią, sądziłam że jest obrażona bo nas nie było. Ale pojawiły się tez inne objawy więc znów wylądowaliśmy w tym samym dniu,  w niedzielę u weta, tym razem na Brynowie.
06.09.2015 – opis wywiadu: właściciel zauważył potrząsanie głową, świąd w okolicy prawego ucha, apatia, w prawym uchu właściciel zauważył brunatną wydzielinę.
Opis badania: stan zapalny ucha prawego z obecnością brunatnej wydzieliny sugerującej nawrót objawu świerzbu usznego. Błony śluzowe różowe, obw. węzły chłonne nie powiększone.
Zastosowane leki: Advocate, Orifree

Na moją uwagę o tym, że wydaje się być smutna (apatia) wet zażartował, że może ma depresję jesienną… nigdy już nie poszłam więcej do tego „fachowca”.
Rozpoczęłam leczenie uszu Oridermylem zgodnie z zaleceniami.
16 września poszłam do szpitala na planowaną operację kolana, gdy wróciłam byłam cały czas w domu ponieważ poruszałam się tylko o kulach. Miałam więcej czasu aby spędzać go z Pucią i sądziłam, że to poprawi jej samopoczucie. Widziałam, że dalej jest apatyczna, a dzień przed poniższymi wydarzeniami nie miała też apetytu.

24.09.2015
godzina 10:00
Od rana miała szkliste oczy. Wydawało mi się, że może ma gorączkę. Byłam unieruchomiona sama w domu więc wpadłam na głupi pomysł, że ją ochłodzę. Zrobiłam jej zimny, mokry kompres a ona zaczęła tracić przytomność.


Rada:  jeśli coś Ci się wydaje to nie znaczy, że to fakt. Temperaturę powinno się mierzyć, a nie oceniać na oko


Spanikowałam.
Punia
Zadzwoniłam do męża, nie mógł wyjść z pracy więc przyjechała jego mama i zawiozła nas do weta w Katowicach na Panewnickiej bo po tym co usłyszałam ostatnio na Brynowie to mocno mnie zniechęciło

godzina 10:53
Opis badania: spadek masy ciała, temp 36,2 C, bladość błon śluzowych, sporo pije i sika, częstotliwość akcji serca 160/min, w jamie brzusznej wyczuwalne 2 twarde twory o nieregularnej powierzchni, skierowanie na badanie usg + krew.

Gdy zobaczyłam oczy weta podczas badania brzucha Puci wiedziałam już co będzie dalej, ale wiedziałam też że muszę zrobić wszystko co tylko będzie możliwe żeby ją ratować. Wróciłam do domu,  bo u tego weta akurat nie było wówczas możliwości pełnej i szybkiej diagnostyki.

godzina 15:00
 Jacek wrócił z pracy i pojechaliśmy do kliniki na Brynowie, ale tym razem do innego weta.
W ciągu dwóch godzin wykonano USG, RTG, morfologię i rozmaz. Krew była rzadka jak sok malinowy, wynik hemoglobiny 2,63.

godzina 17:20
Opis badania: błony śluzowe blade,  przedłużony czas kapilarowy, węzły chłonne prawidłowe, w jamie brzusznej wyczuwalne zmiany guzowate. USG – w śródbrzuszu w okolicy prawej nerki obecna rozległa zmiana hypoechogenna, wątroba o zmienionej echogeniczności i echo strukturze miąższu, 2 izoechogeniczne ogniska w miąższu wątroby.
Rokowanie: ostrożne
Zalecenia: właściciel został poinformowany o stanie zdrowia kota, przebiegu leczenia i rokowaniu. Kota skierowano do laparotomii diagnostycznej po uprzedniej transfuzji krwi

Pucia przy takich wynikach krwi była zbyt słaba żeby ją operować więc Jacek pojechał do Mikołowa po krew dla niej. Spędziliśmy jeszcze dwie godziny w klinice podczas podawania krwi, rano mieliśmy ją przywieźć na operację.


Ostatnia transfuzja

godzina 21:00
Wróciliśmy do domu, rozłożyłam kanapę, położyliśmy się na niej z Pucią i tak spędziliśmy całą noc. Była bardzo niezadowolona z faktu, że ma wenflon na łapce usiłowała się go od czasu do czasu pozbyć. Trochę drzemała, tuliła się, myła, miała generalnie po transfuzji więcej sił. Niestety nie wolno jej było jeść. Wiedziałam jakie są rokowania i z czym powinnam się liczyć oraz z jaką decyzją po operacji zmierzyć.
Płakaliśmy bo pomimo tego, że byliśmy pełni nadziei że się uda, to trudno było nie mieć świadomości że być może jest to nasze pożegnanie. Wtedy zobaczyłam coś czego nie zapomnę nigdy, do końca mojego życia. Zobaczyłam wielką lśniącą łzę na jej prawym policzku.

25.09.2015
godzina 8:00
zawieźliśmy Pucię na operację.
Jacek odwiózł mnie do domu i pojechał do pracy. Miałam czekać na telefon z Kliniki.

8:20 zadzwonili.
Były 3 chłoniaki, dwa na węzłach chłonnych, jeden przerastał całą wątrobę, widziałam to potem na zdjęciach. Nie było możliwości usunięcia tego guza a więc i szans na skuteczne i pozbawione cierpienia przedłużenie życia Puci. Poprosiłam aby jej nie wybudzali.

Wybaczcie, nie jestem w stanie, a i też niewiele by Wam pomógł opis tego co było dalej.
Chciałam się tylko podzielić tym co może Wam pomóc. Dziękuję autorce tego bloga za taką możliwość, to dzięki jej inicjatywie, być może ktoś kto będzie szukał informacji znajdzie tu coś co go naprowadzi na właściwą drogę leczenia ukochanego pupila. Jeśli ktoś będzie miał taką potrzebę prześlę dokumenty dot. przebiegu choroby w tym wyniki z morfologii.

Nie chcę aby z mojej historii wyciągnięto pochopne wnioski, dlatego też zdecydowanie muszę powiedzieć jeszcze kilka rzeczy.  
Gdybym hipotetycznie znów kiedyś spotkała kotka w którym się zakocham ale wiedziałabym, że jest chory i tak bym go adoptowała i zrobiła wszystko aby go efektywnie leczyć.
Nadal uważam, że adopcja kota dorosłego, nawet starego ma sens i może dać tyle samo lub nawet więcej miłości niż adopcja kotka nie po przejściach.  

Teraz nasz dom wypełnia miłość do dwóch kociaków również zaadoptowanych ze schroniska PuPu i CiaCi, ale nadal szukamy takiego kota jakim była Pucia.
Martwię się, że była jedyna i nic jej już nie zastąpi. 


Asia Dąbrowiecka
Punia




poniedziałek, 25 lipca 2016

Zobrazowanie i opis MRI głowy Dagome z nowotworem płaskonabłonkowym w uchu wewnętrznym

Poniżej zamieszczam medyczny opis nowotworu płaskonabłonkowego i schorzeń współwystępujących w interpretacji zobrazowania MRI głowy. Po jego wykonaniu wciąż była duża nadzieja, że to tylko stan zapalny wywołany dalszym rozrostem "polipa", który w schronisku wycięto mu z ucha zewnętrznego. Niestety badania histopatologiczne wykazały najgorsze.


Opis zwierzęcia: DAGOME, kot domowy, płeć M♂, maść pręgowana, ur. 1.01.2010 r., m.c. 4,6 kg
 Badanie: Tomografia Rezonansu Magnetycznego - MRI głowy (+ odc. szyjny kręgosłupa do C4).
 Technika badania: Badanie wykonano w sekwencjach HR SE, TSE, SSE, STIR oraz FLAIR uzyskując obrazy T1 i T2-zal.w trzech podstawowych płaszczyznach. Badanie przeprowadzono z podaniem śr. kontrastowego (Magnevist 469 mg/ml)


Opis badania: 
Nie wykryto zmian morfologicznych ani nieprawidłowych sygnał.w w nadnamiotowych strukturach mózgu. Obrazy T1-zal. po podaniu śr. kontrastowego nie wykazały patologicznych wzmocnień. Elementy ukł. komorowego i zbiorniki przestrzeni
podpajęczej o szerokości w granicach normy i zachowanej symetrii. Przym.zgowa rezerwa płynowa zachowana. Szczelina podłużna mózgu bez przemieszczeń. Wodociąg śródmózgowia bez widocznych zwężeń. Nie wykryto nieprawidłowych sygnał.w ani wzmocnień pokontrastowych w tylnojamowych strukturach mózgu (pień mózgu, móżdżek).
Komora IV i jej uchyłki boczne o szerokości w granicach normy. Tylna część m.żdżku lekko przesunięta w kierunku otworu potylicznego wlk, bez cech wklinowania, z modelowaniem tylnej powierzchni robaka.
Pozioma część prawego zewnętrznego przewodu słuchowego niedrożna, zajęta przez masę patologiczną o sygnale tkanki miękkiej. Masa rozrasta się w kierunku jamy bębenkowej, zajmując jej boczną część. W przyśrodkowo – dolnej części jamy bębenkowej płyn o sygnale wskazującym na znaczną zawartość białka (wysięk zapalny? gęsty śluz? domieszka krwi?). Obwodowo od poziomej części zewnętrznego przewodu słuchowego, w całej okolicy przyuszniczej, występuje chaotyczna masa tkankowa o charakterystyce sygnałów podobnej doobserwowanej w świetle kanału. Wysoka intensywność sygnału masy w obrazach STIR wskazuje na obecność komponenty zapalnej.
Cechy zapalenia przyległych tkanek miękkich i okostnej kości czaszki. W obrazach T2 - zal. i STIR nieprawidłowo podwyższona intensywność sygnału z części skalistej i łuskowej kości skroniowej. W obrazach T1- zal. po podaniu śr. kontrastowego widoczne wzmocnienie masy w kanale słuchowym i w okolicy przyuszniczej. Wzmocnieniu ulegają widoczne fragmenty wyściółki prawej jamy bębenkowej, zmieniona okostna oraz zajęte obszary kości skroniowej. Uwagę zwraca pogrubienie i wzmocnienie pokontrastowe opony twardej przyległej do prawej półkuli móżdżku. Lewa jama bębenkowa prawidłowo powietrzna.
W uwidocznionym odc. kręgosłupa szyjnego (C1-C4) nie wykryto zmian uciskowych rdzenia kręgowego ani nieprawidłowych sygnałów w rdzeniu. Dehydratacja zwyrodnieniowa krążka mkr C3/C4.
 Wnioski: Cechy zapalenia prawego ucha środkowego i wewnętrznego. Niedrożność przewodu słuchowego prawego oraz masa w okolicy przyuszniczej o niejasnej etiologii. Ustalenie ostatecznego rozpoznania możliwe jedynie w badaniu histopatologicznym. Sygnały wskazujące na szerzenie się zmian (naciek zapalny? neo?) na prawą kość skroniową oraz do tylnej jamy czaszki (lokalny odczyn zapalny
opon mózgowo - rdzeniowych).


Obraz T1 w płaszczyźnie poprzecznej na poziomie jam bębenkowych po podaniu śr. kontrastowego

Obraz T2 w płaszczyźnie poprzecznej na poziomie jam
Obraz T1 w płaszczyźnie grzbietowej po podaniu środka kontrastowego


Obraz STIR w płaszczyźnie poprzecznej, poziom jam 
bębenkowych. 


niedziela, 17 lipca 2016

Raka niech leczy onkolog! Zabierz kota do specjalisty!

Dlaczego nowotwór Twojego kota ma leczyć weterynarz „pierwszego kontaktu”? Twój kot również potrzebuje specjalisty! A co więcej cena wizyty u „zwykłego” weterynarza praktycznie nie różni się od tej, jaką zapłacisz u lekarza weterynarii, który specjalizuje się w leczeniu choroby Twojego kota!
Jeśli Twój kot ma guza, narośl IDŹ DO ONKOLOGA! ZRÓB BADANIA HISTOPATOLOGICZNE!

Daguś u onkologa, czeka na wizytę.

Możesz pomyśleć, że przesadzam. Opowiem Ci teraz historię mojego Dagusia, który właśnie przez taką opieszałość i ślepe zaufanie w weterynarzy cierpiałby jeszcze bardziej!

 Po 14 dniach po operacji Dagome dowiedziałam się że ma on płaskonabłonkowy nowotwór złośliwy z którym nic nie można już zrobić. Wiadomość ta nadeszła tak późno ponieważ jak się okazało zgubiono próbkę z wycinkami do badania…
Te 14 dni były istną gehenną. Dagome po kilku dniach po operacji zaczął bardzo cierpieć i nikt nie wiedział co mu dolega (oczywiście na jego zły stan składało się wywołany przez „lekarza” wstrząs na skutek źle dobranych leków oraz zarażenie go podczas operacji gronkowcem złocistym, który „wylewał” mu się z głowy, ale o tym jeszcze napiszę w osobnym poście). Kilka razy zostawiałam go nawet na całodniowe obserwację w klinice, gdzie po omacku aplikowano mu różne leki: a to antybiotyki na beztlenowce, a to na tlenowce, a to jakiś sterydzik itp. Mój kot miał raka i przez 14 dni od operacji nikt nic z tym nie robił, a nowotwór rozwijał się bo czemu nie skoro „droga wolna”. No i przyszedł wyrok. Co zrobił lekarz? To brzmiało mniej więcej tak:
Wet.: „ Jest nowotwór, proszę podawać Encorton tak jak rozpisałem i po 20-30 dniach do kontroli”.
Ja: „A coś przeciwbólowego? On przecież ma raka, widzę jak cierpi?!
Wet.: „ Hmmmm, no to jak go będzie boleć to proszę mu dać Pyralginę”.
Ja: „!!!!!! Proszę mi przepiać Bunondol w zastrzykach, on ma raka!”
Wet.: „No dobra, dajcie tej Pani 2 ampułki”

Ręce opadają. Opieka paliatywna równa 0.

Encorton nie pomagał. Dagome czuł się fatalnie, gasł w oczach. Gorączkował.
Znalazłam weterynarza onkologa. Pojechałam na wizytę. Po godzinie rozmowy (!) mój kot miał ułożony cały plan dalszego postepowania, łącznie z zaaplikowanymi lekami, które pozwoliły mu w dobrej kondycji pożyć jeszcze kilka tygodni. Ten lekarz odkrył zarażenie gronkowcem w uchu Dagusia, przepisał w zgodzie ze stanem nerek i wątroby odpowiednie leki, dobrał odpowiednią dietę i zabezpieczył probiotykami. Wyposażył mnie w leki na gorączki i kroplówki na przepłukiwanie nerek. W każdej chwili mogłam zadzwonić, zapytać, napisać e-maila. Kontrole polegały na sprawdzeniu płuc (czy nie ma przerzutów) w RTG, moczu itp. (w ludzkiej cenie). Co kilka dni konsultowałam z tym onkoweterynarzem telefonicznie dalsze postępowanie w zgodzie z kondycją Dagome. To była prawdziwa opieka paliatywna. Przy tym lekarz cały czas nadzorował by kota nie męczyć i by podjąć decyzję o eutanazji we właściwym czasie, czyli tym ostatecznym, kiedy faktycznie nie można już nic zrobić.
Jednak ten dramatyczny moment od czasu zdiagnozowania nowotworu mogą dzielić jeszcze piękne tygodnie ŻYCIA!

ZABIERZ KOTA DO SPECJALISTY ONKOLOGA, niektóre rodzaje złośliwego raka można poskromić na kilka długich lat, a leczenie nie zdemoluje Twojego domowego budżetu i kociego organizmu. Raka niech leczy onkolog!